Brakuje… Coś? (Część 1)
10 października 1992 to data, która będzie dla mnie niesławna. Wielu z was to czyta być może jeszcze się nie urodził. Jest w porządku. Nie o to chodzi. Co jest punkt? Chodzi o to: straciłem tego dnia coś bardzo cennego i cennego.
Problem? Byłem tak cholernie nieświadomy, że nie wiedziałem o tym.
Skończyłem college, ale miałem okropny problem z piciem. Czysty alkoholik i wiedziałem o tym. Wiedząc, że to zrobiłem, wykonałem ten najważniejszy pierwszy krok, przyznałem się, że mam problem i teraz działam w Anonimowych Alkoholikach. (Nawiasem mówiąc, właśnie obchodziłem w tym roku 26 lat trzeźwości, to jedna rzecz, którą zrobiłem nie przegrać.) Problem tam? myślałem, że ja wiedział program lepszy niż mój sponsor. Co za arogancka suka. Co za cholerny idiota Byłem! Zapomnij o arogancji. Rzuć mi tę „wielką książkę” o nazwie Anonimowi Alkoholicy, towarzyszący tom Dwanaście kroków i dwanaście tradycji, (Często określane jako „12 i 12”) i byłem gotowy na rock and rolla! Miałem ten problem w torbie! 90 dni? Gotowe. HA! Co za żart. Sponsorowałem wiele kobiet przez te pierwsze kluczowe dni trzeźwości, a ty wciąż jesteś we mgle! Nadal śmierdzisz alkoholem, jeśli piłeś tak jak ja - Jak ryba! Niepisane `` zasady '' wskazówek są następujące: nie podejmuj żadnych decyzji zmieniających życie w pierwszym roku, żadnych romantycznych związków w pierwszym roku - a jeśli jesteś w jednym, twój partner musi `` mieć twoje plecy '' i być w Al-Anon, jeśli nie piją. Jeśli to zrobią? Nie mogą sabotować ty, potem pojawia się wskazówka z lat 90-tych na 90-tych: 90 spotkań w 90 dni.
Mam jedno - 90 spotkań w 90 dni. Tak, ja. Co się stało w trakcie te 90 dni? Wychodziłem z tej alkoholowej mgły i naprawdę próbowałem pracować z moim sponsorem. Ale w tamtym czasie mój najbliższy przyjaciel ożenił się. Dręczały mnie już zawiść i samotność. Klasyczna presja rówieśników w wieku 25 lat, jeśli możesz w to uwierzyć. Presja rówieśników! O rany, ze wszystkich rzeczy, które mają wywierać presję rówieśników na - małżeństwo?!? Wszystkie moje koleżanki nosiły pierścionki z brylantami, planowały i układały swoje wesela, kupowały suknie ślubne, porównywały, jak będą wyglądały ich wesela…. poza mną.
No to ruszamy. Trzeźwy alkoholik, który nie ma pojęcia, kim jest, do cholery, rzuca wściekłość „biada mi”, że nie ożenił się w dojrzałym wieku 25 lat. Jeśli się nie śmiejesz a jednak powinieneś. To głupie, absolutnie głupie. Teraz jestem na tym weselu i zgadnij, kto złapie bukiet? Tak, znowu ja. (słychać ryczący tłum)
(słychać ryczący tłum)
A podwiązka? Wysoki, przystojny drink wody, którego nigdy wcześniej nie widziałem, ale byłam przyjaciółką młodej pary, z którą byłam bliskimi przyjaciółmi. Zrobiliśmy świetne zdjęcie mojej raczej odsłoniętej nogi - zrobiłem to celowo, hej, zrobiłem to dla wspomnień i jedną podwiązkę wysoko na moim udzie. I żadnego szampana, wszyscy! Woo hoo! Ale potem nadchodzi taniec pary i kto zostaje?
Jeden mężczyzna i jedna kobieta - ja i ten wysoki, przystojny mężczyzna. Powiedział do mnie: „Dobrze?”
Półtora roku później, 10 października 1992, był NASZ dzień ślubu. Ten mężczyzna został moim mężem.
Jedna bardzo szczęśliwa para w dniu ślubu - i nie, to NIE ja.
Dziewięćdziesiąt stopni upału w pięknym kościele w Oakland w Kalifornii bez klimatyzacji tego dnia. Prawie straciłem druhnę z powodu upału. Ale przeszliśmy przez ceremonię. Ale miałem złowieszcze przeczucie, gdy zbliżałem się do narthexu kościoła, ze świtą za mną.
Chciałem biec… desperacko. Zacząłem mieć zadyszkę i nie chciałem mieć nic wspólnego z tym, co chciałem. Walczyłem z tym i mimo wszystko przeszedłem przez wszystko. Patrząc wstecz, był to omen. Duży. Nie miałem pojęcia, kim jestem i niewiele wiedziałem, że ja, moja dusza i moja istota, wszyscy znajdowaliśmy się w czystym niebezpieczeństwie, gdy poszedłem tą nawą. Nie miałam pojęcia, że robię, to że zamieniam się, kimkolwiek był, na to, by stać się kimś, kim nie byłam. Nie wiedziałam, kim jestem i myślałam, że znajdę tę osobę - oczywiście zagubioną - przez mojego obecnego męża. Było to dla mnie nie tylko niemożliwe, ale narzucenie na niego ogromnego ciężaru. To było dla niego strasznie niesprawiedliwe. Byłem odpowiedzialny nie tylko za moje małżeństwo, ale do siebie wiedzieć, kim byłem i znaleźć siebie. Ale mając 26 lat, z pewnością nie stawałem się mądrzejszy. Teraz zanurzałem się głębiej w studnię.
Gdybym wtedy usłyszał ten cytat od zmarłego doktora Wayne'a Dyera, nie mam pojęcia, co bym powiedział lub zrobił. Ale właśnie tego szukałem - i beznadziejnie się zgubiłem zaginął. Używałem małżeństwa, aby znaleźć to szczęście. Potem stało się… macierzyństwo. Niedługo potem przyszła na świat nasza 22-letnia córka. 20 miesięcy później przyszedł na świat nasz najstarszy syn, który ma już prawie 21 lat. Nasze małżeństwo było tradycyjnym małżeństwem - żona z dziećmi w domu, mąż pracujący na pełny etat i zapewniający dochód dwa samochody, dom, w którym łatwo spłacaliśmy kredyt hipoteczny i który dobrze nam radził. To był „Plan generalny”.
Problem w tym, że to nie był MÓJ „Plan główny”. Nie miałem głosu - a raczej ja miał głos, ale potem został uciszony, gdy JEGO głos zagłuszył mój. Zagubiłem się i powoli, stopniowo, było coraz gorzej. To po prostu sprawia, że cytat dr Wayne'a Dyera jest tak bolesny, że czytam teraz o tym czasie.
Prawdziwą lekcją, jaką muszę tutaj przekazać, jeśli w ogóle jest, jest to, że wszyscy mamy ten „wewnętrzny głos”, który śpiewa, mówi, krzyczy, krzyczy… i czasami nic nie mówi, ale och, czy mówi rzeczy, gdy jest zagrożony. To, co mi się przydarzyło, dzieje się z wieloma, którzy nie wiedzą, kim naprawdę są. Zostałem wyrzucony jak zabawkowa łódka kołysząca się przez pluskającą wodę w wannie, a następnie wyrzucony z wanny. Nie miałem prawdziwego poczucia siebie i to właśnie zostało utracone, raczej nie jestem pewien, czy to miałem. Szukałem na zewnątrz, poza siebie, na moje prawdziwe ja. Nie dotyczy to innej osoby, mojej pracy, moich dorosłych już dzieci, ani nawet rzeczy, które mogę kupić. Jest w moim sercu, mojej duszy i moim umyśle - w słowach, które piszę, ponieważ są to moje pomysły. To ja. Dostajesz mój serce, mój umysł i mój dusza w tym, co piszę. To ja. Kiedy piszesz, rysujesz, malujesz, tworzysz na swoich blogach, to ty Twój serce, Twój umysł, Twój dusza, Twój cała istota. To jest Twój prawda, tak jak te słowa, a także te, które wyrażam na swoim blogu mój prawda. Nie można znaleźć szczęścia z zewnątrz, ale od wewnątrz.
Gdybym tylko wiedział… i gdybym tylko wysłuchał tego pragnienia ucieczki w dniu ślubu. Ale z drugiej strony nie byłbym osobą, którą jestem dzisiaj, pisząc te słowa z całkowitą autentyczną prawdą.
Namaste, moi przyjaciele.
(Ciąg dalszy w części II)